Zbliżają się święta, a co za tym idzie – kolejne promocje. Kolejne „zamiast 490 zapłacisz mniej,” kolejne -20%, -30%. Przerabiam to teraz permanentnie. Każde kolejne święto przyprawione promocją wywala mnie z wewnętrznej harmonii. Zdarza się, że mam ochotę wykrzyczeć to w lesie lub wywalić na bębnie 😉
Zadaję sobie pytanie: ile jeszcze jesteśmy w stanie rozdać, ile jesteśmy w stanie poświęcić, żeby zyskać klienta? Czy naprawdę nie ma innego sposobu poza płaceniem klientowi, żeby nas wybrał? Poza tym, kto wykonuje pracę, a kto komu płaci?
Dawne plemiona hawajskie w celu rozwiązania konfliktu siadały w kręgach. Zwykle zaczynało się od sporu między dwiema osobami. Podczas takiego plemiennego posiedzenia wysłuchiwano racji obu zwaśnionych stron. Po czym, zamiast szukać rozwiązania wśród tych, którzy byli w sporze, każdy z członków plemienia zadawał sobie pytanie: jaki jest mój udział i przyczyna w tym, że te dwie osoby się ze sobą kłócą? Jakie jest we mnie skuteczne rozwiązanie problemu, który ktoś mi pokazuje?
Zadaję sobie to samo pytanie w odniesieniu do magii zniżek: jaki jest mój udział w tym, że ktoś bez refleksji powtarza schematy handlowe, i dlaczego tak mnie to dotyka? Jak długo można ciągnąć na systemie zniżek, zwłaszcza takich, które dotyczą zupełnie nowego, wartościowego produktu? Po co zaniżać cenę czegoś, co nie ma konkurencji? Bo można być dzięki temu zauważonym? Bo tak było od dawna? Bo sprzeda się więcej?
Wartość własnej pracy i zaangażowania
Pamiętam, kiedy odkryłem w sobie pasję do masowania – robiłem dokładnie to samo. Choć moja oferta wtedy nie była nowa na rynku, miałem w sobie dziwną euforię, że cenami przekonam do siebie klienta. Pociłem się jak lokomotywa Tuwima przy starcie. Masowałem i czułem się doceniony, że ktoś w ogóle zdecydował się mi zaufać. Masowałem pomimo obolałych mięśni i pleców, a satysfakcji z każdą sesją ubywało. Za dużo „spalałem węgla,” żeby się rozpędzić.
Z niską ceną masażu, który był w promocji, każdy kolejny gryz tego jabłka coś odbierał. Promocja na starcie. Trzy gryzy zostawione w salonie za wynajem miejsca. Jeden gryz na dojazd. Kolejny na środki do masażu. Kolejne kilka dla Państwa, na podatki i koszty. Ile zostawało dla mnie?
Czy jesteśmy warci jedynie ogryzka?
A Ty? Ile zostaje Tobie po odliczeniu wszystkich kosztów, czasu, energii, jaką wkładasz, i wsparcia, które dajesz, by coś stworzyć? Czy naprawdę uważasz, że jesteś wart samego ogryzka?

Skąd w nas przekonanie, że żeby coś sprzedać, trzeba sprawdzić ceny konkurencji albo zaoferować promocję? Z braku poczucia własnej wartości, z oglądania się na innych, z nieumiejętności wycenienia swojego zaangażowania, z zakorzenionego przekonania, że pieniądz jest zły. Pamiętacie, jak w dzieciństwie słyszeliśmy: „pieniądze szczęścia nie dają”? Podobne przekonanie dotyczy seksualności, która jest mocno związana z energią pieniądza – temat, który opiszę w innym tekście.
Zgodzę się z teorią, że moglibyśmy mieć wszystko, co niezbędne, gdyby system monetarny zastąpić wymianą usług, ale żyjemy w systemie opartym na pieniądzu. Wracając do przekonania „pieniądze szczęścia nie dają”: za co kupujemy jedzenie? Ulubioną herbatę, kawę? Za co płacimy dobremu terapeucie, fryzjerowi, kosmetyczce, masażyście? Korzystanie z dobrze wykonanych usług daje nam poczucie spełnienia, ulgi, rozwoju, szczęścia. Jeśli daje, to gdzie jest kłopot? W płaceniu za te usługi.
Mamy tu nierównowagę między przyjmowaniem a dawaniem – ukrytą formę złodziejstwa. Chętnie wezmę wszystko od Ciebie, ale za to zapłacę już mniej chętnie, lub płacę z bólem. Czy nie zdarzyła się Wam sytuacja, w której klient chce kupić usługę za jak najniższą cenę? Jak się czujecie, gdy ktoś daje Wam napiwek, a jak gdy próbuje wynegocjować najniższą cenę?
Dbanie o równowagę w dawaniu i braniu.
Wykonując dla kogoś masaż czy szkolenie, przekazuję energię. Zanim to nastąpi, ustalam cenę nie w odniesieniu do konkurencji, ale do mojego zaangażowania i energii, jaką wkładam. Cena powinna być uczciwa wobec mnie i wywoływać radość. Jeśli nie czuję entuzjazmu, a czuję się zmęczony, to znaczy, że cena była nieuczciwa wobec mnie. Można pomyśleć: zrobiłem coś dobrego, poświęciłem się – to szlachetne działanie. Ale ile z tego zostało dla mnie? Ogryzek i kanapa. A kiedy budzę się i liczę kwotę, jaka mi została na przyjemności, okazuje się, że na żadną nie mam kasy.

Jeśli został tylko ogryzek i smutek, niewiele mamy do stracenia. Otwórzmy się więc na bogactwo i przepływ energii. Zastanówmy się, jaka kwota za nasze zaangażowanie w pracę przyniosłaby nam satysfakcję. Ustalmy ją i działajmy. Bądźmy uczciwi wobec siebie, a przez to wobec klienta. Nie oceniajmy się jako zbyt drogich ani nie zakładajmy, że nikt nie przyjdzie, bo ktoś inny jest tańszy – bo tak właśnie będzie. Nie bójmy się prosić o więcej, nie bójmy się, że nikt nam nie zapłaci.
Jeśli uczciwie wykonujemy swoją pracę, wyceńmy ją tak, by nas to cieszyło. Wycena na wyższą kwotę podnosi wartość naszych usług i nas samych. Jesteśmy w harmonii z tym, co robimy, i bliżej realizacji naszych marzeń. Pozwólmy sobie na luksus. Bądźmy marką samą w sobie.
Podsumowanie
W świecie promocji i zniżek łatwo stracić poczucie wartości swojej pracy. Masaż Lomi Lomi, jak i kursy, to coś więcej niż tylko usługa – to energia i zaangażowanie, które niosą realne efekty dla odbiorcy. Zamiast ścigać się na zniżki, wyceńmy naszą pracę tak, by odzwierciedlała jej prawdziwą wartość. Szacunek do własnej energii pozwala przyciągnąć klientów, którzy rozumieją i doceniają tę wartość.
0 komentarzy