Każdy z nas zna bajkę o Czerwonym Kapturku i o złym Wilku, który podstępem zjadł babcię wraz z wnuczką. Mi szczególnie przypadła do gustu wersja słuchowiskowa w narracji Ireny Kwiatkowskiej, gdzie rolę Wilka odgrywał Władysław Hańcza. Całość wypełniła mistrzowska oprawa muzyczna Mieczysława Janicza. To wszystko i pewnie jeszcze coś sprawiło, że ta bajka stała się dla mnie z jednej strony wzorem do radosnego podśpiewywania i pomrukiwania piosenek:
“Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy…”, czy “Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja”
Z drugiej jednak strony niespodziewaną pułapką. Ta niezwykła bajka dla dzieci sprawiła, że w imię idei obrony niewinnych i słabszych zidentyfikowałem się z Czerwonym Kapturkiem, bo przecież: “Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja”, a Wilka skazałem na pobyt w ZOO.
Możecie się śmiać, ale naprawdę długo byłem przekonany, i myślę, że nie byłem w tym odosobniony, że Wilki pożerają ludzi, tylko na szczęście jest ich mało i nie mieszkają w naszym kraju.
Dobro czy zło?
Ta bajka, jak wiele innych historii wychowawczych z tamtych czasów, reprezentuje klasyczny przykład dzielenia świata na dobro i zło. Zostawmy jednak Czerwonego Kapturka. Już dość w tej roli się nacierpiał – nie dość, że niewinny, połknął go Wilk, bez dostępu do tlenu przebywał w ciemnych wnętrznościach oprawcy, to jeszcze ostatkiem sił musiał wydostawać się z brzucha Wilka. A Wilk? Bardzo zły Wilk, bardzo… bo podstępem pożarł niewinną dziewczynkę i spotkała go za to słuszna kara. Trafił za kraty, a jego domem zamiast lasu stało się ZOO. Długo ten Wilk musiał się nacierpieć, oj długo… do momentu gdy… Przyjaciel, który pracował w schronisku dla wilków po przejściach, uświadomił mnie, że wilki jednak nie pożerają ludzi, bo zwyczajnie się ich boją i jedyna sytuacja, która może sprowokować wilka do ataku na człowieka to nadmierne zbliżenie się do matki chroniącej młode wilczęta. Przy okazji dowiedziałem się, że wilki zamieszkują las, przylegający do mojego bloku, gdzie często chodzę na spacery. Ta wiadomość zmieniła moje postrzeganie tych zwierząt. Jednak trochę się jeszcze będę gimnastykował zanim program o złym Wilku, który ma długie zęby przestanie przekładać się na moją rzeczywistość. Zanim ten wyimaginowany i nie mający pokrycia w rzeczywistości strach przed Wilkiem, przed czymś nieznanym, potencjalnie niebezpiecznym minie.Mój pierwszy masaż tantryczny
Kiedy po raz pierwszy wybrałem się na masaż tantryczny, czułem się właśnie jak Czerwony Kapturek, wybierający się do lasu z zamiarem spotkania i poznania Wilka. Jak nieświadoma istota, która czegoś chce, bo jest bardzo ciekawa, bo ją to przyciąga, ale jednocześnie ma o tym niewielkie pojęcie, bo ta wiedza nie pochodzi z własnego doświadczenia, tylko oparta jest na informacjach z zewnątrz, na tym, co jej inni opowiadali, bądź co na ten temat przeczytała. W efekcie nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać, pojawiła się niepewność, zaczęły narastać obawy, które tuż przed samą sesją wywołały we mnie strach.Lęk przed mistyką
To co mnie najbardziej niepokoiło to lęk przed rytualnym wymiarem masażu tantrycznego. Akurat trafiłem do takiego miejsca, którego obawiałem się najbardziej. Osoba prowadząca sesję miała orientalne tatuaże na ciele i ciemny gabinet nieznacznie oświetlony świecami, w którym stała rzeźba przedstawiająca kobrę. Pojawiały się pytania: po co to wszystko? Do tego doszła obawa przed czarostwem, przed nieznanym, czarną magią i odtwarzały się we mnie wszystkie religijne i baśniowe historie o czarownicach, o tych wszystkich złych, zapisanych w głowie, wywołujących grozę postaciach… o Wilku.- Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…
Lęk przed oceną (nagość, wygląd, reakcje ciała)
Stoję przed nią z zamkniętymi oczami. Jedną dłoń kładzie na mojej głowie, drugą na górnej części brzucha. – Z każdym oddechem jest Ci lżej, Twoje ciało ogarnia spokój…- Rozluźnij brzuch. Puść go. Po co go ukrywasz? Wypuść go z ciała. Pozwól mu by był takim, jaki jest…
- Ale dlaczego tak jest?
- Bo krępują się swojego wyglądu.
0 komentarzy